Bezpieczeństwo prokuratorów Instytutu Pamięci Narodowej prowadzących śledztwa w sprawie morderstw księży w okresie PRL może być zagrożone. W ostatnim czasie odnotowano kilka przypadków, które mogą świadczyć wręcz o zagrożeniu ich życia. Zawiadomienie w tej sprawie trafiło do prokuratury.
Sprawa dotyczy prokuratora Mariusza Rębacza z warszawskiego pionu śledczego IPN, który - w ramach większego zespołu - prowadzi śledztwo w sprawie funkcjonowania tzw. związku przestępczego w komunistycznym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, który miał dokonywać zabójstw działaczy opozycji i duchowieństwa. Zespół prokuratora Rębacza zajmuje się szczególnie intensywnie wątkiem śmierci ks. Stanisława Suchowolca. W ramach tego śledztwa prokuratorzy mieli poczynić nowe ustalenia, co mogło wpłynąć na ich bezpieczeństwo. Według informacji, do których dotarł "Nasz Dziennik", w ostatnim czasie dwukrotnie miało dojść do sytuacji niebezpiecznych dla Rębacza, mogących nawet nieść zagrożenie dla jego życia. Prokurator w tej sprawie skierował zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.
- Do Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe w Białymstoku 4 marca 2011 r. wpłynęły materiały procesowe zgromadzone na podstawie zawiadomienia prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie - informuje nas prokurator rejonowy z prokuratury Białystok-Południe Marek Winnicki.
Prokuratura nie udziela informacji na temat szczegółów sprawy, podobnie jak prokurator IPN. - Ze zrozumiałych względów nie chcę komentować sprawy - powiedział prokurator Mariusz Rębacz.
- Potwierdzam, że w ostatnim czasie osoba ta zgłosiła informację na temat zagrożenia, w jakim miała się znaleźć - informuje Piotr Dąbrowski, naczelnik pionu śledczego warszawskiego oddziału IPN. Prokurator również nie chce podać bliższych szczegółów sprawy, zaznacza, że "postępowanie przygotowawcze z zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa złożonego przez wskazaną osobę prowadzone jest przez Prokuraturę Rejonową Południe", dlatego "Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie nie jest uprawniona do udzielania jakichkolwiek informacji na temat sprawy".
Dąbrowski podkreśla, że "w przeszłości w tutejszej Komisji nie było przypadków zgłaszania przez prokuratorów informacji na temat jakichkolwiek zagrożeń, z którymi spotykali się oni w związku z prowadzonymi śledztwami".
Jednak według informacji "Naszego Dziennika" w związku z prowadzonymi przez IPN śledztwami dochodziło do różnych niejasnych sytuacji, które mogły być efektem działań tzw. nieznanych sprawców. Prokuratorzy jednak nie chcą tego oficjalnie komentować. Z różnymi przypadkami spotykali się także pracownicy innych działów Instytutu.
- Oczywiście, że się spotkałem. O niektórych nie mogę mówić. Moim zdaniem, to były różnego rodzaju prowokacje, które miały za zadanie mnie skompromitować, tak przynajmniej to odczuwałem. To są rzeczy nie do udowodnienia - podkreśla w rozmowie z nami prof. Jan Żaryn, historyk IPN, wykładowca UKSW i UW. - To zdarzyło się w okresie, kiedy byłem dyrektorem Biura Edukacji Publicznej IPN i doradcą prezesa Janusza Kurtyki, przy czym być może byłem zbyt wyczulony, ale wydaje mi się, że niektóre z tych zakodowanych w pamięci spotkań miały właśnie charakter prowokacji - mówi.
Profesor Jan Żaryn jako przykład podaje zdarzenia towarzyszące cyklowi wystaw "Twarze bezpieki". - One były realizowane przez naszych pracowników - Biura Edukacji Publicznej i oddziałowych biur edukacji publicznej. Szczególnie, o ile pamiętam, w Łodzi pracownicy otrzymywali takie telefony, które można zakwalifikować jako próbę zastraszania. Natomiast każdej z tych wystaw towarzyszyła działalność nieznanych osób, które nocą próbowali te wystawy niszczyć. Zatem można to potraktować jako cichą działalność niegdysiejszych nieznanych sprawców. Choć oczywiście są to rzeczy nie do udowodnienia - przyznaje prof. Żaryn.
Historyk wiąże wzrost takiej aktywności z działaniami zmarłego prezesa IPN. - Jak Janusz Kurtyka został prezesem IPN, to podjął wraz z późniejszym dyrektorem pionu śledczego Dariuszem Gabrelem decyzję o tym, aby prokuratorzy przede wszystkim zajęli się sprawami lat 70. i 80., czyli pobiciami, próbami mordów, różnego rodzaju represjami działaczy "Solidarności" - wskazuje Żaryn. - Sens tej strategicznej decyzji był taki, że są to jeszcze dzisiaj osoby żyjące, na tyle sprawne, że mogą odpowiadać świadomie za swoje niegdysiejsze czyny przestępcze. I to oczywiście musiało w tym środowisku, wraz z innymi sygnałami, choćby ustawą dezubekizacyjną czy innymi jeszcze działaniami IPN, jak np. wystawy "Twarze bezpieki", stworzyć taki klimat, w którym ci funkcjonariusze poczuli się zagrożeni. Przede wszystkim ci, którzy mentalnie pozostali w epoce peerelowskiej i którzy uważają, że należy bronić swoich interesów nadal przy użyciu pozaprawnych metod - podkreśla nasz rozmówca.
Rębacz, składając zawiadomienie, jednocześnie chciał wyłączenia białostockiej prokuratury od rozpatrywania tej sprawy. - Wraz z wnioskiem zawiadamiającego o wyłączenie jednostek prokuratury z Białegostoku od prowadzenia postępowania w powyższej sprawie materiały przesłane zostały do Prokuratury Okręgowej w Białymstoku w celu zajęcia stanowiska w przedmiocie wyłączenia tutejszej prokuratury - stwierdzał Winnicki.
Wniosek ten przeszedł przez wszystkie szczeble instancyjne, przez prokuraturę okręgową, apelacyjną, aż znalazł się w Prokuraturze Generalnej, która ma zadecydować, która prokuratura ma zająć się dochodzeniem w tej sprawie. Według naszych informacji, prokurator Rębacz wielokrotnie interweniował u przełożonych w związku z tymi zagrożeniami, ale nie spotkało się to z należytą rekcją. Zaprzecza temu jednak naczelnik warszawskiego pionu śledczego. - W związku z tym zgłoszeniem wymienionemu udzielono stosownej pomocy - stwierdza Piotr Dąbrowski.
- W okresie, kiedy żył Janusz Kurtyka, IPN był instytucją bardzo ważną i silną w przestrzeni publicznej, dlatego być może ci tzw. nieznani sprawcy nie mieli takiej odwagi czy sprawności organizacyjnej, żeby za bardzo się wychylać. Natomiast nie zdziwiłbym się, ale nie mam na to żadnych dowodów, żeby rzeczywiście w tej chwili prokuratorzy pionu śledczego zajmujący się właśnie tymi sprawami z lat 70. i 80. czy też bardzo ważną, rozbudowaną sprawą o związku przestępczym, odczuwali jakiś dyskomfort w swojej pracy - ocenia prof. Żaryn. - To jest w gruncie rzeczy pytanie do organów państwa, które powinny chronić swoich urzędników, oraz - w tym przypadku - prokuratorów, którzy podejmują się niebezpiecznych misji, czy w dostateczny sposób gwarantują w tej chwili minimum bezpieczeństwa - zastanawia się historyk. - Ja mam nadzieję, że skoro za czasów Janusza Kurtyki to bezpieczeństwo było gwarantowane, to i dzisiaj na pewno kierownictwo IPN też chciałoby ten poziom, tę kuratelę utrzymać. Pytanie tylko, czy poza IPN-owskie służby państwa są zdeterminowane, żeby dawać takie jednoznaczne sygnały, że prokuratorzy są wolni od jakichkolwiek nacisków, chronieni w razie ewentualnych szantaży czy prób nadwyrężenia poczucia ich misji, która towarzyszy zawsze tego typu śledztwu - dodaje prof. Żaryn.
Śledztwo w sprawie związku przestępczego w MSW (któremu szefował Czesław Kiszczak) obejmuje obecnie 45 wątków, m.in. kierowania zabójstwem ks. Jerzego Popiełuszki czy wyjaśnienia okoliczności tajemniczych śmierci kapłanów: Stanisława Suchowolca, Stefana Niedzielaka i Sylwestra Zycha. Prokuratorzy IPN już wcześniej przyznawali, że zgon ks. Niedzielaka nie był nieszczęśliwym wypadkiem i pewne jest, iż kapłan został zamordowany. Również w przypadku ks. Suchowolca prokurator Rębacz oceniał, że jego śmierć była efektem działań osób trzecich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz